Dawno , dawno temu, za lasami, za górami, w małej miejscowości Grabowo, żyła sobie rodzina Piaskowskich. W roku 1923 przyszedł na świat ich pierworodny. Dostał na imię Jan.
Jan był mały, ale bystry i od małego uczył się fachu w ojcowskiej kuźni, a także dzielnie pomagał matce w gospodarstwie. Było biednie i trochę licho, ale siła w rodzinie.
Któregoś pięknego lata Jan poznał Helenę. Wielka to była rewolucja dla młodego chłopaka, tym bardziej, że Helena była dziewczyną piękną, odważną i co najważniejsze – zakochaną bez pamięci w przystojnym Janku. Nic więc dziwnego, iż oboje postanowili związać ze sobą swoją przyszłość. Pobrali się i w roku 1945 wkroczyli dumnie do Wolnego Miasta Gdańsk. Odtąd żyli w wielkiej harmonii a dom przy ul. Skarpowej powoli zapełniał się wesołym śmiechem ich dziatek .
Było ciężko, jak na tamte czasy. Walka o każdy dzień zmusiła do nowatorskich przedsięwzięć, tak więc dała początek firmie przy ul. Ludowej, o której wieści rozniosły się w mgnieniu oka. Jan wraz ze swoim przyjacielem Stefanem zaczął stawiać pierwsze kroki w biznesie bardzo trywialnie … od pudełek do pasty do obuwia i podłogi. Kiedy interes zaczął się rozkręcać, młodzi ludzie wprowadzili jeszcze okucia do luster, a także krzyk sezonu – systemy wentylacyjne.
Praca wzmogła apetyt w Janie, więc gdy nadarzyła się okazja zakupu drobnej działki przy ul. Kolberga we Wrzeszczu, nie namyślając się długo, stał się jej właścicielem.
Praca na własny rachunek dla całej swojej rodziny to dewiza , która zaczęła obowiązywać z tamtym dniem. Szopa, która stała jako pierwsza i służyła za warsztat, przynosiła coraz lepsze pieniądze.
Aby polepszyć byt swojej licznej już rodziny, Jan zaczął produkcję systemów wentylacyjnych, a także rozpoczął budowę domu. Pomimo iż był bardzo zajęty, zawsze znalazł czas, aby usiąść ze swoimi dziećmi i pogawędzić o wszystkim i o niczym. Z umiłowaniem robił zabawki i ołowiane żołnierzyki. W tym to czasie pełną parą pracowały z Janem jego dwie siostry, które były zawsze wielkim oparciem w domu na ul. Kolberga.
Wszystko by się potoczyło dobrze, gdyby nie nastały ciężkie czasy lat siedemdziesiątych. Rynek zbytu był słaby , ludzie nie mieli pieniędzy, a na dworze zawierucha zimowa i strajki grudniowe.
Jan był zmęczony kryzysem, jednak miłość Heli i jej wiara w sukces dały mu siłę do tego, aby walczyć z każdym dniem. Jego dzieci rosły, a dom potrzebował dobrego gospodarza, który silną ręką będzie dbał o swoją rodzinę.
Którejś nocy w roku 1973 strasznie padało. Burza trwała już kilka godzin , nikt z domowników nie mógł spać i kiedy o drugiej w nocy ktoś nie przestawał walić w drzwi, cała rodzina jednym rzędem stanęła w drzwiach … i tak powitała Józefa – człowieka znikąd. Chłopak był wykończony, dlatego bez chwili zwłoki uczynna Helena zajęła się biedakiem. Nakarmiła go, osuszyła, dała mu ciepłego mleka i położyła spać.
Od tej chwili Józef został przy rodzinie Piaskowskich. Był pomocnikiem Ojca Jana, gdyż mały Darek plątał się tylko pod nogami i wiecznie ciekawski, zaglądał w każdą dziurę. Józef wielokrotnie musiał go ratować z różnych opresji, a Darek, wdzięczny za pomoc, znosił mu smakołyki. W tym to czasie firma rozszerzyła swoją działalność o usługi w zakresie układów wydechowych. Wszystko zaczęło powracać do normy. Józef wszedł w rodzinę i gdy wielkimi krokami zbliżał się grudzień, cieszył się jak dziecko, gdyż była to pierwsza w jego życiu Wigilia Bożego Narodzenia. Zawsze pomocny, nie odmawiał, gdy trzeba było pomóc w kuchni w przygotowaniach wigilijnych. Więc, gdy Matka Helena wraz z córkami poprosiła go otwarcie gara hermetycznego z ziemniakami, poszedł do czynu jak burza. Jakie było zdziwienie wszystkich domowników, gdy Józef nie dał rady garncowi. Sprawa wyjaśniła się bardzo szybko – wszystkie ziemniaki znalazły się na Józefowej buzi i całej kuchni.
Była to katastrofa. Józef nie widział przez tydzień . Ale … wielkie oddanie Lidzi Piaskowskiej , której od początku podobał się Józef, pomogło chłopakowi wrócić do zdrowia. Rodząca się miłość tych dwojga pod okiem Jana i Heleny dała początek następnej historii. W niedługi czas potem zostali mężem i żoną.
Rok 1980 spadł na rodzinę niczym grom z jasnego nieba. Jan odszedł. Pozostawił rodzinę w bólu i cierpieniu. Dzieci rozjechały się każde w swoje strony. Pozostał tylko Józef z rodziną i dorastający Darek. Helena cierpiała bardzo. Odszedł od niej na zawsze przyjaciel i jedyny mężczyzna, którego kochała. Gdy stała nad grobem ocierając łzy, obiecała mu, że będzie dalej prowadzić firmę tak jak on to zapoczątkował. Mając po swojej stronie dobrego Józefa i Darka, zaczęli prowadzić firmę wspólnie. Rozpoczęli kontynuację dzieła Tego, którego bardzo kochali. W gonitwie życia, zaistniałych reform, Darek miał za zadanie zarejestrować firmę. Długo obmyślali nazwę, czas uciekał i kiedy niecierpliwy Darek spojrzał na zegarek, powiedział tylko Mebus.
Był rok 1991 kiedy firma rozwijała się z dnia na dzień. Józef wszystko trzymał żelazną ręką, a Darek coraz to pilniej strzegł wartości rodzinnej.
Dwa lata później powstał nowy oddział firmy Mebus w Gdyni przy ul. Północnej. Interes się rozwijał. Przychodzili pracownicy i odchodzili, jednak każdy zawsze miło wspominał uśmiech matki Heleny, która umiała zawsze pocieszyć i skarcić. Lata dziewięćdziesiąte dały dużo ulepszeń w technice układów wydechowych. Firma w tym czasie była najbardziej znaną firmą pod względem rzetelności wykonywanej pracy a także stabilności firmy na Trójmiejskim rynku.
Rok 1995 wpisał się w historię Mebusa kontaktami zagranicznymi z Bułgarią – część układów wydechowych była eksportowana. W rodzimym Trójmieście filia gdyńska przeniosła się na ul. Żwirową.
Wspólne rozmowy z Barłomiejem Nowopolskim, a także zaufanie do wprowadzenia w biznes, dały początek nowej działalności Mebusa a mianowicie – auto handel. Nowa siedziba przy ul. Szymanowskiego dała początek wejścia firmy w nowy etap. Poszerzenie działalności o usługi w zakresie autohandlu, a także rozwinięcie oferty naprawy układów wydechowych dała Trójmiastu dobrze przygotowane punkty obsługi klientów.
Rok 1995 wpisał się w historię Mebusa kontaktami zagranicznymi z Bułgarią – część układów wydechowych była eksportowana. W rodzimym Trójmieście filia gdyńska przeniosła się na ul. Żwirową.
Wspólne rozmowy z Barłomiejem Nowopolskim, a także zaufanie do wprowadzenia w biznes, dały początek nowej działalności Mebusa a mianowicie – auto handel. Nowa siedziba przy ul. Szymanowskiego dała początek wejścia firmy w nowy etap. Poszerzenie działalności o usługi w zakresie autohandlu, a także rozwinięcie oferty naprawy układów wydechowych dała Trójmiastu dobrze przygotowane punkty obsługi klientów.
Dzisiaj, kiedy konkurencja rządzi się własnymi prawami, przychodząc do tej właśnie firmy czuje się rodzinną atmosferę, którą zapoczątkował Jan z Grabowa. Tradycja z pokolenia na pokolenie, która procentuje.
…Zajrzyj do Mebusa i poczuj wiatr historii pudełka do pasty do butów i tłumików …….. bo to co poczujesz to … tradycja, rzetelność i dobro klienta…